Amerykańskie obserwacje
- Szczegóły
- Aneta Ożga
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, jakie są moje wrażenia po tygodniowym pobycie na kampusie Appalachian State University, wypowiedziałabym trzy słowa: KASA, KASA, KASA. Niesamowity wkład finansowy widać na każdym centymetrze kwadratowym tego ponadpięciohektarowego założenia, które składa się z dwudziestu jeden akademików, czterech olbrzymich stołówek, dziewiętnastu budynków akademickich, jedenastu obiektów sportowo-rekreacyjnych oraz niezwykle zadbanych terenów zielonych. Wszystko jest przyjazne dla studentów, począwszy od udogodnień dla niepełnosprawnych (podjazdy, automatyczne drzwi, tabliczki przy drzwiach zaopatrzone w napisy w języku angielskim i „brajlowskim”), poprzez niezliczona ilość miejsc do wypoczynku. Każda przytulna nisza, urokliwy placyk, cieniste miejsce pod drzewem czy hol wyposażone są w wygodnie miejsca do siedzenia.
W każdym holu znajdują się “poidełka” na dwóch różnych wysokościach oraz krany z PITNĄ wodą, automaty z napojami i przekąskami, stanowiska z komputerami z dostępem do internetu. Wszędzie oszczędza się wodę, segreguje śmieci oraz dba o to, żeby nie rozprzestrzeniać zarazków. Żel antyseptyczny w plecaku to norma. Butelki z żelem wystawione są w miejscach publicznych takich jak autobusy, restauracje czy supermarkety.